sobota, 6 września 2014

Rozdział VI

Nathalia okryta grubym kocem siedziała na dość niewygodnej kanapie w swym małym, zimnym mieszkanku. Patrzyła na zacinające krople deszczu, oświetlane złotym światłem latarni. Myślami błądziła gdzieś daleko, od wspomnień z dzieciństwa, po wypadek z mamą i o dniu, w którym dowiedziała się o lustrze, które spełnia marzenia. Planuje, myśli tak intensywnie, że nawet nie słyszy pukania do drzwi. W końcu zamek w drzwiach się przekręca, trzaska dwukrotnie i wchodzi jej najlepszy przyjaciel, Ron. Nathalia się zrywa i wylewa herbatę z kubka, który trzymała na kolanach…
-Aa! Kurwa! Parzy! – Ron na nią patrzy wielkimi oczami, ledwo utrzymał szczękę na miejscu. – Co się tak patrzysz?
-Ty przeklęłaś.
-Oj Boże… Jakbyś ty nigdy się nie denerwował. – Przewróciła oczami, po czym udała się do kuchni po ścierkę, gdy powycierała podłogę, usiadła na kanapie.
-Mam coś dla ciebie Nathi. – Uśmiecha się szeroko Ron.
-Co takiego? – Ron sięgnął do kieszeni i położył coś ciężkiego na stół owinięte białą ścierką. – O mój Boże! Kupiłeś! Kupiłeś! – Zaczęła skakać z radości i rzuciła się Ronowi na szyję.
-Ej! Mała, przestań! Bo pomyślę, że jesteś psychopatką. – Zaczął się rechotać.
-Spadaj! – Odpowiedziała zbulwersowana. Wzięła jeden z pistoletów do ręki, profesjonalnie go sprawdziła, czy jest gotowy do użytku, jak gdyby od lat miała do czynienia z bronią. – Wziąłeś czarne ciuchy na przebranie, prawda?
-Tak, wziąłem. Mam w plecaku.
-No to… Na co czekasz? Przebieraj się! – Ona podeszła do szafy, wybrała ze swojej garderoby czarne ciuchy i poszła do łazienki.
-Nie musisz się wstydzić! I tak cię już widziałem nago – Śmieje się, a Nathalia jedynie uchyliła drzwi, wystawiła samą rękę i pokazała mu środkowy palec. – Obmyśliłaś jakiś plan? Jak się w ogóle chcesz dostać do tej biblioteki?
-Chyba sobie ze mnie żartujesz, prawda? Nie widziałam nikogo takiego, kto by tak ekspresowo włamywał się do środka.
-Znowu zaczynasz? Znowu to zwalisz na mój kolor skóry? – Nathalia wychodzi z toalety i z chamskim uśmiechem odpowiada
-No pewnie.  
-Ts.. Pf.. Goń się.
-Też cię kocham. – zaklekotała rzęsami.
-Jeżeli napatoczymy się na jakiś strażników, to zostaw ich mnie, okej? –Z powagą zerknął Ron głęboko w oczy Nathali.
-No dobrze.. – Odpowiedziała.
Dwa cienie przecinały ciemność jednej z paryskiej uliczki, para przyjaciół kiwnęła do siebie głową i Ron przystępuje do otwarcia zamka wytrychami. Konstrukcja zamka wcale nie była prosta, lecz chłopak był na to przygotowany, warunki w jakich żył jeszcze niegdyś zmuszały go do zdobycia wiedzy jak posługiwać się umiejętnościami zła, które pozwalają przeżyć w betonowej dżungli zakłamanych polityków, bogaczy i reszty marionetek, którzy mają w dupie czarnoskórych i inne niższe grupy społeczne.
-Otwarte. Teraz chodźmy do gabinetu profesora. – wśród rozjaśnionych pomieszczeń szukali cienia, w którym żaden wzrok ich nie dosięgnie. Po drodze napotkali kilku ochroniarzy, każdy z nich został obezwładniony przez Rona, jedynie co mogli poczuć, to mokry materiał czarnej koszulki z długim rękawem na szyi, a chwyt jakim byli obezwładniani nie pozwalał na wydanie najmniejszego jęku. Po 17 minutach skradania się doszli do gabinetu profesora.
-Ile zajmie ci otwarcie tego sejfu? – Pytalła Nathalie lekko zdenerwowana.
-Jakieś dwie, może trzy minuty.
-No to do dzieła! – Gdy Ron był zajęty szperaniem w zamku nie słyszał kroków mężczyzny, który podjął Nathalie jako żywą tarczę. Przystawił jej broń do skroni i powiedział.
-Nie wiem czego tu szukasz, ale odsuń się od tego sejfu. – Ron nie odwracając się z ogromną pewnością siebie mówi:
-A jak nie, to co mi zrobisz?
-Tobie.. Cóż, pewnie postrzelę, ale to będzie planem B. Najpierw pozbędę się twojej przyjaciółki. – Ron zacisnął pięści, wstał i szybkim ruchem się odwrócił. Patrzy w oczy Nathalie, które wskazują na sejf i mówią „nie bój się o mnie, poradzę sobie.” Ten zatem wrócił do swoich czynności wyciągnął wszystkie papiery z sejfu, wrzucił do plecaka i po zapięciu zamka, bez chwili zastanowienia zaczął biec w kierunku okna, przez które wyskoczył. Mężczyzna w czarnym garniturze, który trzymał Nathalie oddał kilka strzałów w kierunku Rona, lecz gdy ten wylądował w śmietniku, ochroniarz podbiegł do okna, wyjrzał za złodziejem i odwrócił się, by wziąć jego partnerkę za więźnia, lecz ona zniknęła w ciemnościach, gdy tylko mężczyzna wyszedł z gabinetu i doszedł do pierwszego rozwidlenia korytarza dostał silnym lewym prostym w nos, lecz to nie wystarczyło żeby go powalić, więc Nathalie sprzedała mu kopniaka w krocze i zabrała broń, ochroniarz szybko wstał, więc ze strachu postrzeliła niewinnego człowieka. Gdy ten leżał zakrwawiony i z trudem łapał powietrze, ona stała jak wryta przez kilka minut, a w jej głowie rozbrzmiewało echo myśli „kurwa! Co ja narobiłam?!”, zdesperowana postanowiła uciec tą samą drogą co jej przyjaciel.

Przez resztę nocy leżała w łóżku na prawym boku i płakała w poduszkę zastanawiając się, czy mężczyzna, którego postrzeliła żyje i czy ma rodzinę, dzieci, czy może żył samotnie. Wyrzuty sumienia ją zjadały. A przecież miało pójść gładko…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz