„Barry. Piszę do Ciebie ten list, bo sądzę, że w domu jest
to, czego poszukujesz od lat. Powinieneś przyjechać z mamą, do nas do domu.
Skąd mogę wiedzieć, że to właśnie jest to? Wiem, bo doświadczyłem działań i to
na pewno to. Więc proszę przyjedź jak najszybciej.
Amadeo”
Profesor po odczytaniu listu wziął
list i wrzucił go do kominka, wszedł do sypialni ciężko chorej żony.
-Susan.
-Tak?
-Pisał Twój syn. Amadeo.
-Pisał? Co pisał? – wycieńczona kobieta
ledwo odpowiada.
-Że ma dla ciebie lekarstwo. Tylko
musisz pojechać ze mną do Hiszpanii…
-Dam radę kochanie?
-Musisz skarbie. Bo jesteś
najtwardszą kobietą jaką widziałem na tym świecie.
-To spakuj nas. – Barry poszedł po
walizki, złapał za drzwi szafy i zaczął pakować swoje ciuchy, gdy skończył
zabrał się za ubrania żony. Pytał co chwilę co by tam chciała ubrać. W końcu
trafił na czerwoną sukienkę, była prezentem od niego… Susan nigdy jej nie ubrała, choroba jej nie
pozwoliła, rozmyślał jakby cudownie w niej wyglądała, wzruszył się. Bo jego marzenia
w końcu się spełnią. Spakował czerwoną sukienkę i zapiął walizkę. Zniósł je do
samochodu, następnie wrócił do domu po swoją ukochaną, wziął ją na ręce i
zabrał do samochodu.
-Barry. Nie zapomniałeś o czymś?
-O czym?
-O moim wózku.
-Nie będzie Ci potrzebny kochanie.
-Jak to?
-Zobaczysz. To cudowne lekarstwo. –
Ruszyli w podróż. Dojechali do San Clemente w ciągu 48 godzin. Godzina 8 nad
ranem, gdy Amadeo usłyszał podjeżdżający pod dom samochód profesora, wyszedł by
pomóc Barremu wnieść mamę na trzecie piętro.
-Szybko póki dzieci jeszcze śpią.
-Gdzie to lustro?
-Na trzecim piętrze.
-Jakie lustro – pyta Susan.
-To Twoje lekarstwo kochanie. –
Weszli. Amadeo posadził mamę przy lustrze na krześle.
-Teraz mamo połóż rękę na tym
pęknięciu, gdy wyjdziemy powiedz w duchu, że bardzo chciałabyś być zdrowa.
-Co to za brednie?
-Uwierz w to mamo! Uwierz. Proszę.
Teraz wyjdziemy. – Susan zszokowana nie wie czy oni robią sobie żarty, czy to
naprawdę zadziała. Przecież w szpitalach nie mieli lekarstw, a teraz nagle ma
wyzdrowieć? Rozpierała ją radość, położyła delikatnie dłoń na pęknięciu.
Zamknęła oczy i wypuszczając z nich łzy błagała w duchu o zdrowie. Lustro
spełniło życzenie. Susan wstała z krzesła i czuła się jak nowo narodzona,
żadnego bólu, żadnych myśli, że życie już nie ma sensu. Koniec z wyczekiwaniem
na śmierć. Wyszła z pomieszczenia w którym było lustro. Barry zaczął płakać ze
szczęścia, że jego ukochana jest zdrowa. Susan mocno przytuliła syna i
wyszeptała mu do ucha „dziękuje”. Wszyscy we łzach stali i podziwiali zalety
lustra.
-Amadeo.
-Tak Barry?
-Musisz wiedzieć, że jeśli lustro
zacznie spełniać życzenia z codzienności, jak np. „Chciałbym, żeby Marissa
posprzątała po sobie”, zmieni swoje zalety na coś bardzo złego. Zamiast
ratować, będzie wyrządzało krzywdy, dlatego lustro musi zostać schowane, by nie
wpadło w niepowołane ręce. Rozumiesz?
-Tak. Rozumiem. Oczywiście schowam
je. Mam nawet miejsce na całkowitym odludziu, gdzieś gdzie nikt nie wie o tym
miejscu.
-Dobrze. Przewieź je tam jeszcze
dzisiaj. Potem jeszcze porozmawiamy na temat tego, co można zrobić z tym
lustrem, aby świat czerpał z niego jak najwięcej.
-W porządku. To chodź, pomożesz mi
załadować je do samochodu i wywiozę je w tamto miejsce. – Wzięli znieśli lustro
do samochodu, Amadeo wsiadł za kierownicę i pojechał…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz