San
Clemente – Hiszpania
-Casper! Casper! – wołała matka
jedno z czwórki dzieci. Latynoska rodzina mieszkała w dużym, starym domu, w
którym jest pełno rupieci i mnóstwo tajemnic. Rodzina niedawno się wprowadziła,
więc ciężko sprowadzić dzieciaki do stołu, wciąż gdzieś baraszkują. – Casper!
Ile razy mam wołać!
-Tak mamo?
-Zawołaj braci i siostrę na kolację.
-Dobra. Właśnie, mamo kiedy tato
wróci z tej podróży biznesowej?
-Za pół godziny ma być.
-To lecę po resztę. – Pobiegł 5
letni Casper z ogromnym uśmiechem na ustach, krzycząc że tato wraca do domu i
za pół godziny będzie. Gdy inne dzieciaki usłyszały wrzaski Caspera,
powychodziły ze swoich tajnych zakamarków i momentalnie zbiegły na dół, takie
szczęśliwe, że aż uśmiech sam się pojawia, gdy się na nie patrzy. Pies w całym
tym radosnym nastroju szczeka i merda ogonem, bo liczy na to, że któreś z
dzieci się z nim pobawi.
-Marissa pomożesz mi nakryć do
stołu? – spytała Alice, matka dzieci.
-Pewnie. – odpowiedziała 11 letnia
córka.
-Chłopcy! Zajmijcie swoje miejsce i
zachowujcie się odrobinę ciszej.
-Dobrze mamo – zapewnił 7 letni
Febo.
-No… To co znaleźliście ciekawego na
strychu i w piwnicy?
-Ja się bałem piwnicy… - Zamartwiał
się Casper.
-Potwory! Potwory! Potwory! Ła! Za
tobą! – Casper wrzasnął ze strachu i zaczął płakać.
-Vittorio! 14 lat, a brata
straszysz. Nie wstyd Ci? – Panowała nad sytuacją mama – Przeproś brata i
obiecaj mu, że nie będziesz go straszył.
-Przepraszam Casper. Już nie będę
cie straszył. Obiecuje.
-Spadaj!
-Casper! Zachowuj się!
-Dobra.
-Ja byłam w piwnicy. – Wtrąciła
Marissa – Oprócz pająków i pajęczyn, jest tam sporo rupieci. No i jakiś
fortepian.
-Dziwna jesteś – Powiedział Febo. –
Pająki i pajęczyny są okropne! Fuj! Pająki to jakaś masakra. Ble.
-To ja się powinnam bać pająków
Febo.
-Kurde… Coś tu nie gra. Mamo.
Wyjaśnij.
-Spytajcie ojca o co z tym chodzi. –
Vittorio padł śmiechem, a mama zaczęła się rumienić i delikatnie uśmiechać. Pozostałe
dzieci nie wiedziały o co chodzi i zadawały setki pytań. Burzę słów przerwały
otwierające się drzwi i krzyk ojca.
-Wróciłem!
-Tata! Tata! – krzyczały dzieci
rzucając mu się na szyje.
-No, już, już. Bo zaraz mnie
udusicie wszyscy. Co tam znaleźliście ciekawego w domu?
-W piwnicy oprócz fortepianu, to nic
ciekawego nie ma. – Powiedziała Marissa.
-No dobrze. A strych?
-My widzieliśmy lustro, było
pęknięte i okryte jakąś płachtą. Nie wiem jak to ci powiedzieć tato, ale gdy
ściągnęliśmy płachtę od lustra biło strasznie pozytywną energią. Tak jak
wszedłem tam smutny, to zszedłem bardzo radosny i pełen humoru. – Tłumaczył Vittorio.
-Faktycznie ostatnio jakiś taki
szary po domu chodziłeś.
-Sądzę, że powinieneś zobaczyć to
lustro.
-Zobaczę, na pewno, ale jutro. Teraz
zamierzam zjeść kolację i pójść spać. Chodźcie. Usiądziemy do kolacji. – Amadeo
pocałował żonę na powitanie i zasiedli całą rodziną do kolacji.
-Tato!
-Tak Febo?
-Jak to jest, że Marissa nie boi się
pająków, a ja ich nienawidzę..? – ojciec się tylko uśmiechnął
-A skąd to pytanie?
-No bo pytałem o to mamę, to kazała
mi się ciebie zapytać, potem Vittorio zaczął się śmiać i nie dowiedziałem się
niczego.
-Cóż synku. Marissa odziedziczyła po
mnie odwagę, a ty pamięć po mamie. Dlatego tak bardzo szybko zapamiętujesz
wierszyki i piosenki.
-Super!
-A co ja odziedziczyłem? – Wtrąca się
Casper.
-A ty się jeszcze przekonasz.
-Kiedy? – Zasmucił się Casper.
-Nie wiem. Któregoś dnia się dowiesz,
ale nie martw się. Na pewno coś odziedziczyłeś, tylko musisz to odkryć.
-Rozumiem.
Następnego
dnia:
-Vittorio!
-Tak tato?
-Chodź ze mną na ten strych. –
weszli na trzecie piętro. – Gdzie to lustro?
-Chodź za mną. – Ojciec pokierował
się za synem. Ten znów ściągnął płachtę. Ojciec spojrzał na lustro i popadł w
zachwyt, tylko martwiło go to, że jest pęknięte. Położył dwa palce prawej dłoni
na pęknięciu i powiedział w duchu –/ fajnie by było, gdyby to pęknięcie nie
było takie duże. Bo chciałbym użyć tego lustra. – Pęknięcie lustra pomniejszyło
się i niemalże nie było go widać. Zszokowany sytuacją syn aż usiadł z wrażenia.
-Jak to zrobiłeś?
-Nie mam pojęcia.
-Może jesteś czarodziejem!
-Wątpię. Słuchaj… Wczoraj wieczorem,
jak tu byłeś z chłopakami, dotknąłeś szczeliny i prosiłeś w duchu, że chciałbyś
być radosny?
-Skąd o tym wiesz?
-To lustro… O tym lustrze krąży
legenda.
-Legenda?
-Tak. Setki lat temu, stworzył je
Francuz. Ponoć było wyjątkowe i spełniało marzenia ludzi. Nie wierzyłem w to,
że to lustro istnieje… A jednak!
-Bomba!
-Nie mów o nim nikomu! Zrozumiałeś?
-Ale dlaczego?
-Bo to lustro jest największym
skarbem dla świata. Poszukuje go mnóstwo osób.
-Serio? Są tacy ludzie, którzy
wiedzą o nim i wierzą, że ono istnieje?
-Jestem tego na sto procent pewien.
-Dobrze. Nikomu nie powiem.
-Zakryj je płachtą i chodź ze mną.
Pomożesz mi przy samochodzie.
-Okej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz