Nathalia okryta grubym kocem
siedziała na dość niewygodnej kanapie w swym małym, zimnym mieszkanku. Patrzyła
na zacinające krople deszczu, oświetlane złotym światłem latarni. Myślami
błądziła gdzieś daleko, od wspomnień z dzieciństwa, po wypadek z mamą i o dniu,
w którym dowiedziała się o lustrze, które spełnia marzenia. Planuje, myśli tak
intensywnie, że nawet nie słyszy pukania do drzwi. W końcu zamek w drzwiach się
przekręca, trzaska dwukrotnie i wchodzi jej najlepszy przyjaciel, Ron. Nathalia
się zrywa i wylewa herbatę z kubka, który trzymała na kolanach…
-Aa! Kurwa! Parzy! – Ron na nią
patrzy wielkimi oczami, ledwo utrzymał szczękę na miejscu. – Co się tak
patrzysz?
-Ty przeklęłaś.
-Oj Boże… Jakbyś ty nigdy się nie
denerwował. – Przewróciła oczami, po czym udała się do kuchni po ścierkę, gdy
powycierała podłogę, usiadła na kanapie.
-Mam coś dla ciebie Nathi. –
Uśmiecha się szeroko Ron.
-Co takiego? – Ron sięgnął do
kieszeni i położył coś ciężkiego na stół owinięte białą ścierką. – O mój Boże!
Kupiłeś! Kupiłeś! – Zaczęła skakać z radości i rzuciła się Ronowi na szyję.
-Ej! Mała, przestań! Bo pomyślę, że
jesteś psychopatką. – Zaczął się rechotać.
-Spadaj! – Odpowiedziała
zbulwersowana. Wzięła jeden z pistoletów do ręki, profesjonalnie go sprawdziła,
czy jest gotowy do użytku, jak gdyby od lat miała do czynienia z bronią. –
Wziąłeś czarne ciuchy na przebranie, prawda?
-Tak, wziąłem. Mam w plecaku.
-No to… Na co czekasz? Przebieraj
się! – Ona podeszła do szafy, wybrała ze swojej garderoby czarne ciuchy i
poszła do łazienki.
-Nie musisz się wstydzić! I tak cię
już widziałem nago – Śmieje się, a Nathalia jedynie uchyliła drzwi, wystawiła
samą rękę i pokazała mu środkowy palec. – Obmyśliłaś jakiś plan? Jak się w
ogóle chcesz dostać do tej biblioteki?
-Chyba sobie ze mnie żartujesz,
prawda? Nie widziałam nikogo takiego, kto by tak ekspresowo włamywał się do
środka.
-Znowu zaczynasz? Znowu to zwalisz
na mój kolor skóry? – Nathalia wychodzi z toalety i z chamskim uśmiechem
odpowiada
-No pewnie.
-Ts.. Pf.. Goń się.
-Też cię kocham. – zaklekotała rzęsami.
-Jeżeli napatoczymy się na jakiś strażników,
to zostaw ich mnie, okej? –Z powagą zerknął Ron głęboko w oczy Nathali.
-No dobrze.. – Odpowiedziała.
Dwa cienie przecinały ciemność
jednej z paryskiej uliczki, para przyjaciół kiwnęła do siebie głową i Ron
przystępuje do otwarcia zamka wytrychami. Konstrukcja zamka wcale nie była
prosta, lecz chłopak był na to przygotowany, warunki w jakich żył jeszcze
niegdyś zmuszały go do zdobycia wiedzy jak posługiwać się umiejętnościami zła,
które pozwalają przeżyć w betonowej dżungli zakłamanych polityków, bogaczy i
reszty marionetek, którzy mają w dupie czarnoskórych i inne niższe grupy
społeczne.
-Otwarte. Teraz chodźmy do gabinetu
profesora. – wśród rozjaśnionych pomieszczeń szukali cienia, w którym żaden
wzrok ich nie dosięgnie. Po drodze napotkali kilku ochroniarzy, każdy z nich
został obezwładniony przez Rona, jedynie co mogli poczuć, to mokry materiał
czarnej koszulki z długim rękawem na szyi, a chwyt jakim byli obezwładniani nie
pozwalał na wydanie najmniejszego jęku. Po 17 minutach skradania się doszli do
gabinetu profesora.
-Ile zajmie ci otwarcie tego sejfu? –
Pytalła Nathalie lekko zdenerwowana.
-Jakieś dwie, może trzy minuty.
-No to do dzieła! – Gdy Ron był
zajęty szperaniem w zamku nie słyszał kroków mężczyzny, który podjął Nathalie
jako żywą tarczę. Przystawił jej broń do skroni i powiedział.
-Nie wiem czego tu szukasz, ale
odsuń się od tego sejfu. – Ron nie odwracając się z ogromną pewnością siebie
mówi:
-A jak nie, to co mi zrobisz?
-Tobie.. Cóż, pewnie postrzelę, ale
to będzie planem B. Najpierw pozbędę się twojej przyjaciółki. – Ron zacisnął
pięści, wstał i szybkim ruchem się odwrócił. Patrzy w oczy Nathalie, które
wskazują na sejf i mówią „nie bój się o mnie, poradzę sobie.” Ten zatem wrócił
do swoich czynności wyciągnął wszystkie papiery z sejfu, wrzucił do plecaka i
po zapięciu zamka, bez chwili zastanowienia zaczął biec w kierunku okna, przez
które wyskoczył. Mężczyzna w czarnym garniturze, który trzymał Nathalie oddał
kilka strzałów w kierunku Rona, lecz gdy ten wylądował w śmietniku, ochroniarz
podbiegł do okna, wyjrzał za złodziejem i odwrócił się, by wziąć jego partnerkę
za więźnia, lecz ona zniknęła w ciemnościach, gdy tylko mężczyzna wyszedł z
gabinetu i doszedł do pierwszego rozwidlenia korytarza dostał silnym lewym
prostym w nos, lecz to nie wystarczyło żeby go powalić, więc Nathalie sprzedała
mu kopniaka w krocze i zabrała broń, ochroniarz szybko wstał, więc ze strachu
postrzeliła niewinnego człowieka. Gdy ten leżał zakrwawiony i z trudem łapał
powietrze, ona stała jak wryta przez kilka minut, a w jej głowie rozbrzmiewało
echo myśli „kurwa! Co ja narobiłam?!”, zdesperowana postanowiła uciec tą samą
drogą co jej przyjaciel.
Przez resztę nocy leżała w łóżku na
prawym boku i płakała w poduszkę zastanawiając się, czy mężczyzna, którego
postrzeliła żyje i czy ma rodzinę, dzieci, czy może żył samotnie. Wyrzuty
sumienia ją zjadały. A przecież miało pójść gładko…